Herbata na zimno

Na gorące lato polecam herbatę przyrządzaną na zimno – „parzenie” raczej nie jest tutaj odpowiednim słowem. Odpowiednią ilość suchych liści herbacianych (ja wsypuję ok. 3 łyżek na dzbanek 1,5-litrowy, ale każdy może wypróbować własne proporcje) zalewamy w dzbanku zupełnie zimną wodą. Może to być woda przegotowana i wystudzona, albo mineralna, ale w tym drugim przypadku nisko zmineralizowana, bez wyraźnego smaku. Można, jeśli ktoś lubi, lekko posłodzić ją miodem. Dzbanek trzymamy przez ok. 2 godziny w temperaturze pokojowej, albo wstawiamy do lodówki na całą noc. Po tym czasie otrzymujemy wspaniałą, chłodną i orzeźwiającą herbatę, bynajmniej nie za słabą. Ten sposób przyrządzania znakomicie nadaje się do herbat zielonych lub lekko fermentowanych, a także jaśminowych. Zwykle herbaty zielone są bardzo trudne w parzeniu – zbyt wysoka temperatura lub zbyt długie parzenie powodują, że bardzo łatwo stają się gorzkie i niesmaczne. Przyrządzanie na zimno ma między innymi tę zaletę, że nie sposób ich zepsuć. Po pewnym czasie możemy spróbować naciągającej herbaty, a jeśli jest za słaba – poczekać jeszcze kilkanaście minut lub dłużej. Na takie próbowanie nie ma niestety czasu w metodzie gongfu cha, gdzie parzenie trwa bardzo krótko i każde kilkanaście sekund powoduje ogromną różnicę w smaku naparu. Poza tym przyrządzanie na zimno to ciekawy eksperyment, który uświadamia bardzo wyraźnie, jak ważną rolę w parzeniu herbaty odgrywa czas. Wiele osób nie wierzy, że herbata zalana zimną wodą może naciągnąć.

Herbaty na zimno raczej nie będziemy „kosztować” (pin cha 品茶), jak przy parzeniu gongfu cha, tylko przeważnie „pić” (he cha 喝茶). Nie możemy też zalać jej wodą kilkakrotnie. Ale przecież „picie” herbaty, zwłaszcza podczas letniej sjesty w hamaku pod drzewami, też może być wspaniałym doświadczeniem herbacianym. A na dalsze wyprawy możemy ją zabrać ze sobą w termosie.

Herbatę przyrządzoną na zimno najlepiej oczywiście przechowywać w lodówce, ale nie za długo. Po kilkunastu godzinach napar ciemnieje, a smak się pogarsza, więc najlepiej ją wypić tego samego dnia. Zwykle zresztą nie ma takiego problemu – w upalne dni znika dużo, dużo szybciej niż trwało jej parzenie, przepraszam – przyrządzanie.

A więc – smacznego herbacianego orzeźwienia na gorące lato, które mam nadzieję wkrótce powróci!

5 komentarzy »

  1. Suiseki |

    Znamy i stosujemy z żoną tą metodę, jednak jak na razie z japońskimi herbatami, głównie z podstawowym gatunkiem jakim jest Bancha. Zwylke wstawiamy ją wieczorem do lodówki i rano jest gotowa. W tym wypadku ponowne zalanie również się sprawdza. Teraz sprawdzimy z chińskimi, może na pierwszy ogień pójdzie Longjing choć przymierzam się też do zhucha.
    Pozdrawiam

  2. Anna Włodarczyk |

    W takim razie życzę udanych eksperymentów i dobrej pogody, żeby zimna herbata lepiej smakowała:)

  3. Herbata |

    Osobiście herbata na zimno nigdy mi jakoś specjalnie nie smakowała. Zdecydowanie bardziej preferuję pić herbatę w tradycyjny sposób : )

  4. Anna Włodarczyk |

    Dla mnie to było wspaniałe odkrycie, kiedy dowiedziałam się, że można „parzyć” herbatę na zimno. Ale różnie to bywa, czasem też wolę tradycyjnie na gorąco, zwłaszcza jesienią i zimą.

  5. Jak przyrządzić herbatę na zimno? | mycupofgreentea |

    […] http://morzeherbaty.pl/2010/06/herbata-na-zimno/ […]

Skomentuj:

(nie będzie publikowany)

  • Archiwum