Woń wończy na Święto Środka Jesieni
Dziś przypada Święto Środka Jesieni – Zhongqiujie 中秋節, kiedy, jak mawiają Chińczycy, „księżyc jest w pełni i rodzina gromadzi się w pełni”. To radosne, rodzinne święto, obchodzone piętnastego dnia ósmego miesiąca kalendarza rolniczego, podczas którego Chińczycy gromadzą się, żeby wspólnie biesiadować i podziwiać księżyc. Tego wieczoru czci się Chang’e 嫦娥, która według legendy była żoną znakomitego łucznika, Houyi 后羿. Gdy pewnego razu na niebie pojawiło się dziesięć słońc, grożąc spaleniem ziemi, Houyi zestrzelił z łuku dziewięć z nich, pozostawiając tylko jedno. Za ocalenie świata od zagłady otrzymał eliksir nieśmiertelności, ale nie wypił go, nie chcąc rozłączać się z ukochaną żoną. Dowiedział się o tym uczeń łucznika i pod nieobecność Houyi włamał się do jego domu, próbując zmusić Chang’e, by oddała mu eliksir. Ona jednak, nie chcąc dopuścić, by eliksir dostał się w niepowołane ręce, wypiła go sama i natychmiast jako nieśmiertelna uleciała na księżyc, gdzie do dziś mieszka, ponoć w towarzystwie Nefrytowego Królika – Yu Tu 玉兔. Dowiedziawszy się, co się stało, Houyi wystawił przed księżycem ołtarz, na którym złożył w ofierze ciastka i owoce, oddając cześć żonie i jednocześnie dając początek Świętu Środka Jesieni.
Wśród przysmaków goszczących na stołach tego dnia honorowe miejsce zajmują yuebing 月餅 – ciastka księżycowe, zdobione wytłaczanymi wzorami, okrągłe jak księżyc w pełni. W „moim” chińskim mieście, Xiamenie, jest tradycja, że podczas biesiady o ciastka gra się w kości. Do ciastek księżycowych jakoś nigdy nie udało mi się przekonać, ale na szczęście świąteczne menu na nich się nie kończy.
Przełom września i października to pora, kiedy w wielu miejscach wschodniej Azji – w Chinach, Japonii, na Tajwanie – wyczuć można jedyną w swoim rodzaju, upajającą i słodką woń, przypominającą nieco brzoskwinie lub morele. Niewtajemniczony cudzoziemiec może mieć kłopot z lokalizacją jej źródła, bo żółte kwiatki, z których pochodzi, są drobne i niepozorne, choć mogą gęsto obsypać macierzysty krzew. Poza tym, chcąc odnaleźć źródło zapachu, musimy podążać za nim czasem dość daleko, bo aromat potrafi nieść się na dużą odległość. Roślina, o której mowa, to Osmanthus frangrans, której chińska nazwa brzmi guihua 桂花, a polska – nomen omen – wończa.
Z racji pory kwitnienia, woń tego krzewu kojarzy się nieodmiennie ze Świętem Środka Jesieni. Według legendy, osmantus rośnie na księżycu, gdzie jego ścinaniem zajmuje się niejaki Wu Gang吳剛. Jego praca nie ma końca, bo krzew w nieskończoność odrasta. Jest to kara za zabójstwo żony, którą Wu Gang zabił w gniewie, kiedy odkrył jej romans z wnukiem Yandi – „Płomiennego Cesarza” (tak, tego Yandi, którego utożsamia się z Shennongiem, odkrywcą herbaty). Jedna z wersji legendy o Chang’e mówi, że Bogini Księżyca, poruszona smutkiem Houyi po utracie żony, pozwoliła małżonkom spotykać się w czasie pełni księżyca właśnie pod krzewem księżycowego osmantusa.
Nic więc dziwnego, że w Święto Środka Jesieni oprócz księżycowych ciastek je się też słodycze z dodatkiem kwiatów wończy, a biesiada nierzadko zakrapiana jest „osmantusówką”, czyli winem osmantusowym. Dla herbaciarzy, którzy zgodnie ze starożytnym zwyczajem wolą „zastąpić wino herbatą” (yi cha dai jiu 以茶代酒), święto jest doskonałą okazją do spotkań herbacianych przy świetle księżyca. Delektując się smakiem naparu, można jednocześnie podziwiać odbicie księżyca w czarce herbaty…
A jaka herbata lepiej nadaje się na taką okazję niż osmantusowa? Wończa to obok jaśminu drugi najpopularniejszy kwiat używany do aromatyzowania herbaty. Ma cięższy aromat niż jaśmin, dlatego bardziej niż do herbat zielonych pasuje do tych o intensywniejszym smaku, na przykład turkusowych lub czerwonych. Chyba najbardziej znanym gatunkiem takiej herbaty jest osmantusowy wulong, czyli Guihua Wulong Cha 桂花烏龍茶 z Fujianu, gdzie do aromatyzowania wykorzystuje się herbatę Tie Guanyin.
Niektórzy herbaciarze z założenia odrzucają wszystkie herbaty aromatyzowane jako rzekomo gorsze od naturalnych, niearomatyzowanych. Jest w tym trochę racji: wiele dostępnych w sprzedaży herbat aromatyzowanych wytwarza się dodając sztuczne substancje zapachowe. Jest też jednak inna, tradycyjna i szlachetna metoda, w której aromat nadają herbacie naturalne, świeże kwiaty. W ich przygotowaniu liczy się czas: muszą być jak najszybciej zebrane, przetransportowane i oczyszczone z liści, łodyżek oraz wszelkich zanieczyszczeń. Wszystko to należy robić bardzo delikatnie, żeby nie uszkodzić kwiatów. Następnie w płaskich, bambusowych koszach lub na czystej tkaninie układa się warstwę herbaty, na niej warstwę kwiatów (których jest mniej niż herbaty) i tak dalej, na przemian, kończąc warstwą herbaty. Po dwóch-trzech godzinach w takim kopcu temperatura podnosi się do około 40°C. Wtedy należy rozdzielić liście herbaty i kwiaty, pozwalając im ostygnąć, a kiedy temperatura spadnie poniżej 30°C, ponownie je połączyć. Gdy kwiaty więdną, a liście herbaty stają się miękkie od wilgoci, proces należy zakończyć. Herbatę i kwiaty rozdziela się przesiewając, a następnie osobno suszy. Poddana takiemu procesowi herbata przejmuje aromat kwiatów, które z kolei po wysuszeniu całkowicie go tracą. Mimo to na ogół dodaje się ich nieco z powrotem do herbaty, wyłącznie w charakterze dekoracji.
Jednak nawet na herbaty wytwarzane w ten sposób niektórzy puryści herbaciani się zżymają, bo w Chinach powszechne było (i nadal jest) aromatyzowanie herbat słabszej jakości, aby zatuszować ich mankamenty i sprzedać w wyższej cenie. Naprawdę dobre herbaty rzadko się aromatyzuje, bo w ich przypadku to naturalny aromat jest największą zaletą. W zasadzie zgadzam się z takim podejściem i herbaty kwiatowe piję rzadko. Ale właściwie, jeśli ze średniej jakości wulonga można otrzymać herbatę Guihua Wulong cudownie pachnącą kwiatem wończy, to czemu nie? Jeśli aromatyzowanie przeprowadzono naturalnie, a cena nie jest kosmiczna? I zwłaszcza przy szczególnej okazji, takiej jak dziś?
Niezależnie od tego, czy pogoda sprzyja i księżyc jest widoczny, warto dzisiaj uczcić Święto Środka Jesieni czarką doskonałej herbaty. Osmantusowej lub nie – takiej, jaką lubicie. Dobrego świętowania!
Czy ta herbata jest dostępna gdzieś w Polsce?
[…] Podoba mi się w nim szczególnie to, że uwzględnia zagraniczne internetowe sklepy z herbatą. http://morzeherbaty.pl/2018/09/won-wonczy-na-swieto-srodka-jesieni/ – w swoim wpisie Ania opisuje obchody chińskiego Święta Środka Jesieni, przy okazji […]
O tak. Aromatyzowane nie są zazwyczaj tak wysokiej jakości, jak te naprawdę dobre zielone, czarnosmocze i tak dalej. Ale i tak bywają pyszne 🙂 No chyba, że są aromatyzowanym wończą puerem z torebki… 😀 https://baixiaotai.blogspot.com/2015/10/puer-aromatyzowany-woncza.html
Piękne są te tradycje i bogactwo historii i legend, które się z nimi wiążą.
Bardzo miłe święto aż się czuje trochę magii.. 🙂