Legenda o Wulongu
Wulongami nazywa się herbaty wytwarzane z liści krzewu odmiany o tej samej nazwie (po czesku „odmiana krzewu”, „szczep” to „kultywar” – to słowo podbiło nasze serca w Cieszynie, a jak donosi nam nasz Czytelnik w komentarzu poniżej, ku naszej radości istnieje również w języku polskim:)). A więc, wulongi wytwarza się z liści kultywara wulong. Ponieważ zwykle są to herbaty półfermentowane, czyli qing cha 青茶, które nazywamy „turkusowymi”, nazwy wulong przyjęło się też używać na określenie całego tego rodzaju. Ściśle rzecz biorąc jednak nie każda herbata turkusowa to wulong – nie jest nim np. półfermentowana Tie Guanyin z Anxi, którą wytwarza się z liści krzewu odmiany Tie Guanyin.
Wulong 烏龍 (czasem spotyka się u nas pisownię Oolong) to po chińsku „Czarny Smok”. O jego pochodzeniu opowiadają różne legendy, a jedna z nich brzmi tak:
Książę Smoków za pewne przewinienie został ukarany zesłaniem do Stawu Czarnego Smoka (Wulong Tan 烏龍潭). Pewnego roku przez wiele miesięcy nie spadła ani kropla deszczu i nastała susza. Staw Czarnego Smoka niemal wysechł, a nieszczęsny Książę Smoków był bliski śmierci. Pewnego dnia nad staw przyszła piękna wiejska dziewczyna. Ulitowała się nad umierającym smokiem, zabrała go do rodzinnej wioski i wodą ze zgromadzonych tam zapasów przywróciła do życia. Wkrótce później na wioskę spadła zaraza i wielu jej mieszkańców zachorowało, a wśród chorych była również dziewczyna. Aby ich ocalić, Książę Smoków poświęcając własne życie wypluł ukrytą w jego ciele smoczą perłę i zamienił ją w krzew herbaciany. Liście krzewu okazały się cudownym lekarstwem, które przywróciło zdrowie wszystkim chorym. Wdzięczni wieśniacy na jego cześć nazwali krzew „wulong cha” czyli „herbatą czarnego smoka”.
To pierwsza legenda o Wulongu z kilku mi znanych. Będę je kolejno cytować, zwłaszcza że podczas ostatniego pobytu w Chinach udało mi się kupić książkę o wulongach, która jest całą ich kopalnią.
Tak sobie przeglądam te artykuły(wspaniałe!), i tutaj małe sprostowanie – bratni język czeski akurat tutaj nie zaskakuje – słowo „kultywar”, pochodzące bezpośrednio z łaciny, jest obecne także w naszym języku, może tylko traktowane jest jako bardziej fachowe, używane przez hodowców, i na pewno nie trzeba go umieszczać w cudzysłowie. Nasza mowa także bogata!
Rzeczywiście, dziękuję! Sprawdziłam w „Słowniku języka polskiego”: kultywar to «uprawna odmiana rośliny, wyhodowana przez człowieka i niespotykana w stanie dzikim». Polscy herbaciarze, jak zauważyłam, nazywali kultywar „szczepem”, a to przecież niezupełnie to samo, bo szczep, jak nazwa wskazuje, powstaje wskutek szczepienia, a kultywar niekoniecznie. W każdym razie bardzo mnie cieszy obecność kultywara w polszczyźnie! Cudzysłów usunięty, wyjaśnienie dodane.
teraz wiadomo dlaczego oolong jest herbatą po części fermentowaną 🙂 skoro perła już jakiś czas leżała w żołądku smoka, nie była pierwszej świeżości XD
Ja nie może powstrzymania się od komentowanie. dobrze jest napisane!
Komentarz wyżej (ten ndir.pl) to chyba jakiś bot, widać to na pierwszy rzut oka. Tak tylko mówi. A swoją drogą, chyba zacznę też czytać więcej tych legend o Wulongach. Te legendy zazwyczaj mają fabułę wyciągniętą ni z gruszki ni z pietruszki, tak jak tutaj, dlaczego akurat perłę wypluł i zmienił w krzew? Przecież mógł wypluć dosłownie wszystko.