Z herbatą w podróży

Drużyna Gaiwana i Alishan Wulong w pięknych okolicznościach przyrody, fot. AW

Drużyna Gaiwana i Alishan Wulong w pięknych okolicznościach przyrody

Pewnego razu, dawno temu, pracowałam przy wystawie „Chińscy mistrzowie tuszu” prezentowanej w Zamku Królewskim w Warszawie w ramach Dni Kultury Chińskiej. Przygotowywali ją chińscy kuratorzy z Galerii Sztuki Miasta Shenzhen, a moim zadaniem było towarzyszenie im i tłumaczenie podczas instalacji i otwarcia wystawy. Duże wrażenie zrobił na mnie jeden z kuratorów, a dokładnie to, że prawie nie rozstawał się z niewielkim plecakiem, którego główną zawartością był mały chapan i podróżny komplet naczyń do gongfu cha. Jak można się domyślać, trafił swój na swego: pogaduszkom o herbacie nie było końca, a pewnego dnia umówiliśmy się wcześnie rano, przed rozpoczęciem pracy, na spotkanie herbaciane, podczas którego raczyliśmy się którymś z guangdońskich wulongów. Dało mi do myślenia i zaimponowało, że ów pan był tak bardzo zżyty z herbatą, że nie wyobrażał sobie nawet krótkiej, niespełna tygodniowej delegacji, podczas której, nawiasem mówiąc, nie miał zbyt wiele wolnego czasu, bez parzenia gongfu cha.

Wydawałoby się, że gongfu cha – nomen omen „herbata pracochłonna” – wymaga dużo czasu, miejsca i całej gamy przeróżnych akcesoriów. I poniekąd to prawda: my, herbaciarze, lubujemy się w pięknych naczyniach, chapanach, narządkach, które uwielbiamy kolekcjonować, pielęgnować i – oczywiście! – używać, a niektórzy ekstremalni gadżeciarze nie wyobrażają sobie herbacianego stołu (tak, specjalnego stołu) bez herbacianych maskotek, na przykład ceramicznych figurek symbolizującego długowieczność żółwia czy przynoszącego bogactwo Pixiu. Ale to tylko jedna z twarzy herbaty, bo użycie tych wszystkich przyborów byłoby niemożliwe w wielu okolicznościach, na przykład w podróży, a zapalony herbaciarz rezygnować ze swojej codziennej gongfu cha nie lubi. Wszak sam Lu Yu w dziewiątym rozdziale „Księgi herbaty”, zatytułowanym „Wyjątki”, opisuje różne sytuacje, nazwijmy je ogólnie „plenerowymi”, w których można, a nawet trzeba zrezygnować z niektórych z dwudziestu czterech ówczesnych przyborów herbacianych. Pisze między innymi:

„Jeżeli będziesz w lesie sosnowym [i znajdziesz tam] kamień, na którym można usiąść [i rozłożyć naczynia] to stolik nie będzie ci potrzebny. Jeżeli będziesz miał suche drewno i naczynie do gotowania, to piec, popielnica, tłuczek do węgla, ogniowe pałeczki oraz podstawka nie będą ci potrzebne. Jeżeli dostrzeżesz źródełko lub górski potok, to skrzynka na wodę, skrzynka na zlewki i filtr będą zbędne. (…) Jeżeli wspinasz się po winoroślach na wysoką i stromą górę lub za pomocą liny wchodzisz do groty, to herbatę należy podpiec i sproszkować u podnóża góry. Sproszkowaną herbatę zebrać należy w papierową torebkę i umieścić w pudełku. [W takiej sytuacji] nie potrzebujemy [zabierać ze sobą] rozdrabniacza i miotełki.” *

Mamy szczęście, że do przyrządzania i picia dzisiejszej herbaty liściowej nie potrzebujemy aż dwudziestu czterech przyborów, które opisywał Lu Yu. Wystarczą nam „cztery skarby”, maksymalnie uproszczone i przystosowane do podróży: naczynie do parzenia, czyli czajniczek, a jeszcze lepiej gaiwan, czarki, morze herbaty, z którego czasem nawet możemy zrezygnować, jeśli cały napar z jednego parzenia mieści się w czarkach, oraz termos z wrzątkiem lub, jeśli mamy możliwość zaczerpnąć wodę na przykład ze strumienia, naczynie i piecyk do jej gotowania. Przydatne bywają szufelka chaze do oglądania liści i wsypywania ich do czajniczka bądź gaiwana oraz pałeczka chazan do usuwania ich z naczynia po parzeniu, ale możemy równie dobrze się bez nich obyć, jeśli okoliczności zmuszają nas do ograniczenia sprzętu do minimum. W podróży świetnie sprawdza się herbata pakowana na sposób południowochiński w małe torebki, zawierające porcję wystarczającą na jedno parzenie, czyli około 5 gramów. Zaopatrzeni w taki prosty sprzęt, najlepiej w praktycznym opakowaniu, możemy parzyć gongfu cha i pić herbatę niemal wszędzie: na plaży, na szczytach gór, na poboczu drogi podczas przerwy w podróży, w parku, w pociągu, na statku i gdzie tylko nam fantazja podpowie. W samolocie parzenia gongfu cha jeszcze nie doświadczyłam, ale na skrzydle samolotu owszem (pozdrowienia dla pomysłodawców tej pamiętnej akcji – samej by mi do głowy nie przyszła, chociaż w pobliżu tego MiGa regularnie spędzam wakacje;)). Naczynia podróżne towarzyszą mi od dawna, a odkąd zrobiłam sobie własne, takie jak lubię, prawie się z nimi nie rozstaję. Od swoich „narodzin” wiosną tego roku Drużyna Gaiwana pokonała ze mną imponującą trasę przez trzy kontynenty, dzielnie mi służąc i umożliwiając delektowanie się herbatą w różnych pięknych okolicznościach przyrody.

Ale, tak myślę, najważniejsze nie jest to, jak daleką drogę pokonają z nami naczynia podróżne czy w jak niecodziennych, egzotycznych miejscach ich użyjemy. Najważniejsze, że dzięki nim herbata może nam towarzyszyć na co dzień i że naprawdę niewiele jest sytuacji, w których musielibyśmy z niej zrezygnować. Warunki podróży zmuszają nas do pozbycia się nadmiaru przyborów i powrotu do prostoty, tak bliskiej naturze herbaty, a zwłaszcza tego aspektu jej filozofii, który bezpośrednio łączy się z taoizmem, a który zawiera się w słowach „prostota i bliskość natury”. Chcąc nie chcąc, musimy porzucić nasze gadżety, a wtedy mamy okazję uświadomić sobie, że być może nie są one tak niezbędne, jak nam się wydawało, i że do szczęścia niewiele tak naprawdę nam potrzeba. Podobno podróże kształcą, a podróże z herbatą – śmiem twierdzić – kształcą jeszcze bardziej, jeśli mamy otwarty umysł.

A skoro o podróżach mowa, to czas na zapowiedź: najbliższym celem podróży dla Drużyny Gaiwana i dla mnie będzie Poznań i odbywający się tam od 9 do 10 września Festiwal Herbaty Zaparzaj! Zatem do zobaczenia w Poznaniu przy czarce herbaty!

* Cytat z „Księgi Herbaty” Lu Yu za pracą licencjacką Łukasza Mądrzyńskiego „Księga herbaty Lu Yu – tłumaczenie i życiorys autora”.

5 komentarzy »

  1. Natural |

    Masz wielką wiedzę, którą ciekawie się czyta. Szkoda, że nie spotkaliśmy się w Poznaniu na festiwalu.

  2. Anna Włodarczyk |

    Dziękuję! I szkoda, rzeczywiście, tym bardziej, że mieszkam daleko i w związku z tym wiele herbacianych wydarzeń w Polsce mnie omija. Ale bardzo chciałabym być na kolejnym festiwalu Zaparzaj!, więc – mam nadzieję – do zobaczenia za rok!

  3. Kuba |

    Bardzo inspirujący post, teraz nie będę rozstawał się z herbatą w ogóle,na pewno pojedzie ze mną na trzydniową wycieczkę w góry. Szkoda, że nie byłem na Zaparzaju, za rok uda mi się!
    Pozdrawiam z Kielc

  4. Magda |

    Niesamowita wiedza. Miło się czyta. Nie miałam pojęcia, że są takie festiwale.

  5. Remonty łazienek |

    Też nie wiedziałem o takich festiwalach. Może dałoby się umieścić gdzieś na stronie kalendarz wydarzeń

Skomentuj:

(nie będzie publikowany)

  • Archiwum