Herbaciarnie oczami turysty
Morze Herbaty nie jest w zasadzie forum herbacianym, ale dzisiaj w drodze wyjątku oddaję głos naszemu stałemu czytelnikowi i komentatorowi Suisekiemu, który zgodził się podzielić swoimi wrażeniami z podróży do Chin. A dokładniej mówiąc, częścią wrażeń – tych związanych z herbatą. Oto jego relacja:
Mimo, że herbata była jednym z powodów naszych odwiedzin w Państwie Środka, to jednak nie stała się elementem dominującym. Co więcej, wracając z podróży, możemy stwierdzić, że to właśnie jej mamy największy niedosyt. Było inaczej niż sobie wyobrażałem, podobnie było zresztą z kilkoma innymi wyobrażeniami o Chinach.
Myślałem, że podczas naszej wyprawy dni będą składały się z odwiedzania zaplanowanych miejsc, a pomiędzy odwiedzinami będziemy opijać się litrami herbaty, siedząc w lokalnych herbaciarniach. W ciągu 20 dni raczyliśmy się tym napojem zaledwie w 4 herbaciarniach, których herbatę przede wszystkim się pije i w 6 miejscach, gdzie herbatę się głównie sprzedaje. Nie liczę restauracji, w których była podawana do posiłku.
Dlaczego tak mało? Po pierwsze naszym celem było przede wszystkim zobaczenie ciekawych miejsc, więc herbaciarnie mijaliśmy głównie podczas przemieszczania się pomiędzy różnymi punktami na mapie, które chcieliśmy zobaczyć. Okolica była więc zwykle nastawiona na turystów. Po drugie to dość wysokie ceny herbaty.
Spodziewałem się, że trafię na setki tanich herbaciarni, gdzie miejscowi siedzą godzinami pijąc herbatę, grając w madżonga i prowadzą ożywione konwersacje. Nie znalazłem żadnego miejsca tego typu. Być może właśnie ze względu na okolicę, ale nie do końca. Przy każdej okazji staraliśmy się uciekać z głównych ulic obstawionych straganami w małe, ciasne pełne wiszącego prania i sklepików. Raczyliśmy się często pysznymi pierogami, pyzami i dziwnymi rzeczami sprzedawanymi na patyku. Kulinarnie był to dla nas raj, jeśli chodzi o herbatę – dużo skromniej.
Herbaciarnie, w których byliśmy, lub które mijaliśmy, to mniej lub bardziej eleganckie miejsca, które mają sprawiać wrażenie tradycyjnych, herbata jest koszmarnie droga, a klimat pozostawia trochę do życzenia. Czasami były to miejsca, które z zewnątrz zachęcały pięknym położeniem, wyglądem budynku i mebli w środku, ale obsługa, ceny i jakość naparu zupełnie nie przystawały do naszych wyobrażeń. Nic dziwnego, że miejscowych tam nie widzieliśmy. Zdarzyło nam się wyjść po 10 minutach, gdyż w naprawdę super wyglądającej herbaciarni podano nam Anji Baicha 安吉白茶 i jeszcze jedną herbatę w szklankach niemal jak do whisky, a jej smak był dużo poniżej zwykłych herbat podawanych do posiłku. Nie to, żeby mnie jeszcze jakoś specjalnie raziło picie ze szklanek, ale po takich miejscach oczekiwałbym czegoś więcej. W innym miejscu było bardziej przyjemnie, zostaliśmy pouczeni jak korzystać ze specjalnego podgrzewacza do wody i czarek, zasiedliśmy przed tacą herbacianą ze szklanym czajnikiem, morzem herbaty, czarkami i mogliśmy w spokoju delektować się herbatą Longjing 龍井. Rachunek wyniósł 100 RMB czyli około 50 zł. Jak za jeden imbryk zawierający może 8 g herbaty to stanowczo o wiele więcej niż się po ojczyźnie herbaty spodziewaliśmy. Najprzyjemniejszym doświadczeniem, choć w podobnej cenie, była fajna, mała herbaciarnia w Hangzhou, gdzie z gaiwanów raczyliśmy się herbatami Wanghai i Liu’an Guapian 六安瓜片. Przy okazji podziwialiśmy piękną ceramikę stojącą na półkach, a na stole znalazły się bardzo smaczne małe zakąski np. marynowane śliwki.
Inną historią jest kosztowanie herbat w sklepach herbacianych. Jest to dobra metoda na próbowanie różnych gatunków bez płacenia za to. Może bariera językowa, a może kulturowa nie pozwalała nam jednak w pełni cieszyć się z takiej możliwości. Wiadomo przecież, że sprzedawcy nie raczą nas napojem z czystej sympatii, ale dlatego, że chcą nas zachęcić do zakupów. W momencie, gdy mieliśmy już pewien zapas kupionych tu i ówdzie herbat raczej nie szukaliśmy okazji aby korzystać z degustacji w sklepach. Te, które odwiedziliśmy wspominamy jednak bardzo miło. W miejscowości Tangkou u stóp Żółtych Gór (Huangshan 黃山) piliśmy Huangshan Maofeng 黃山茅峰 i Taiping Houkui 太平猴魁. W wiosce Hongcun ponownie Huangshan Maofeng. Na ulicy Hefang w Hangzhou porównywaliśmy Longjing z różnych zbiorów, podobnie jak w Muzeum Herbaty. W mieście herbacianym w Szanghaju raczyliśmy się Tie Guanyin 鐵觀音 i dwiema odmianami Pu’erów 普洱.
Nie chciałbym, żeby ten opis zabrzmiał pesymistycznie. Mimo rozbieżności moich wyobrażeń i zastanej rzeczywistości, miejsca, które odwiedziliśmy dostarczyły naprawdę wspaniałych doznań.
Suiseki
Zdjęcia: Suiseki i Asia
Kilka słów komentarza: musimy się niestety pożegnać z wyobrażeniem, że w swojej ojczyźnie herbata jest tania – w rzeczywistości tak nie jest, chyba że decydujemy się na herbaty słabszej jakości, a i wtedy niska cena nie jest gwarantowana. Zresztą, moim zdaniem dobra herbata nie może być tania, bo wymaga starannej uprawy i obróbki, no i wysokiej jakości surowca, a to oczywiście kosztuje.
Inna sprawa to odpowiednie przygotowanie i podanie herbaty. Z nie do końca zrozumiałych dla mnie przyczyn niektóre herbaty zielone (do których – wbrew nazwie – zalicza się Anji Baicha 安吉白茶) często podawane są w szklankach. Chińczycy tłumaczą to tym, że można wtedy podziwiać ich liście podczas parzenia, ale w rezultacie napar jest znacznie mniej smaczny, bo po pierwsze w szklance mamy niewielki wpływ na utrzymanie odpowiedniej temperatury, a po drugie nie kontrolujemy czasu parzenia – napar na początku jest bardzo słaby, potem przez chwilę taki, jak trzeba, a wkrótce później zbyt mocny, przeparzony. Żałuję też, że w ten sposób Chińczycy odchodzą od tradycyjnych, pięknych naczyń kamionkowych i porcelanowych, zastępując je dawniej rzadko używanym w Chinach szkłem, które dla parzenia herbaty ma niewiele zalet praktycznych.
Pocieszające natomiast może być, że coraz więcej Chińczyków powraca do własnej tradycji herbacianej oraz to, że w niektórych regionach Chin pozostała ona żywa – być może w mało wyrafinowanej formie, ale niewątpliwie herbata jest w niej napojem codziennym, bez którego nie można wyobrazić sobie spotkania towarzyskiego czy chwili odpoczynku w samotności.
Dziękuję za możliwość podzielenia się naszymi spostrzeżeniami. Mam nadzieję, że opis się spodoba. Jeszcze dwie rzeczy przypomniały nam się podczas czytania. Chińscy sprzedawcy bardzo często podkreślają dobroczynny wpływ herbat na zdrowie. Opisują jak ich picie przeciwdziała różnym chorobom. Nie przeszkadza im to jednak palić potwornych ilości papierosów, nawet podczas picia herbaty. Kolejna sprawa to ich przekonanie, że dla białych największą atrakcją jest herbata jaśminowa.
I tak Ci zazdroszczę;p Ale muszę przyznać, że trochę się zawiodłem. Ładny ten czerwony gaiwan z Hangzhou.
I jeśli mogę spytać…o koszta wyprawy? Ile lot? Ile szczepienia? Itp.
Pozdrawiam!…i zazdroszczę.
Tak, z tymi papierosami to prawdziwa plaga, przy herbacie i nie tylko… Trzeba trafić na naprawdę bardziej uświadomione jednostki, żeby z dymem papierosowym nie mieć do czynienia, choć w ciągu kilkunastu ostatnich lat widzę pewien postęp. A co do Waszego rozczarowania: weźcie proszę pod uwagę, że herbatę w Chinach piją WSZYSCY, czyli jakiś miliard ludzi z wyżyn i nizin społecznych. Nie ma siły, żeby przy takiej powszechności poziom jej kultury był wyrównany i odpowiednio wysoki. Dodajcie jeszcze do tego spustoszenie, jakie w kulturze (w każdym jej wymiarze) poczyniła rewolucja kulturalna i inne kataklizmy, których wiek XX i parę poprzednich stuleci Chinom nie szczędziły. Fakt, że mimo tego wszystkiego kultura herbaty przetrwała i odradza się powoli w kręgach jej miłośników, świadczy według mnie o jej niezwykłej żywotności i bogactwie, skoro nawet po takich przejściach nie została doszczętnie zniszczona.
Opis bardzo ciekawy i tylko uświadamiający w tym, że w dużym, nastawionym na turystów mieście niema co szukać miejsca gdzie kupi się w miarę tanio dobrej jakości herbatę, a do tego wypije się ją w odpowiednim miejscu z odpowiednim charakterem, obsługą i całą oprawą.
Tak jest zresztą wszędzie jeśli chodzi o jedzenie, jeśli chcemy zjeść tradycyjne potrawy przygotowane w tradycyjny sposób w danym kraju, na próżno nam szukać ich w wielkich miastach, trzeba wybrać się do małych miejscowości.
W Chinach na prowincji pewnie wszystko wyglądałoby inaczej.
Nie mniej, zazdroszczę i tak takiej wyprawy, bo na pewno jest to niesamowite wydarzenie.
Zdjęcia super, a na nich super gaiwany.
Pozazdrościć 🙂
Co do kosztów, wszystko zależy od trasy i tego co się chce zobaczyć a z czego zrezygnować. Lecieliśmy Lufthansą – 2,5 tys zł od os. w dwie strony. Szczepiliśmy się tylko przeciw żółtaczce typu B – seria 3 szczepień ok 80 zł każde (w poznańskim Lux Medzie jeszcze przed każdym kasują 30 zł za konsultację z lekarzem). Wyżywienie: tu ustaliliśmy maksymalny koszt dzienny 120 RMB na 2 os. i bez problemu się w tym mieściliśmy.
Co do ciekawych herbaciarni, to wydaje mi się, że takie są nawet w dużych miastach, ale w miejscach nie zawsze oczywistych dla turysty. Są chińskie fora herbaciane, gdzie pewnie można by zdobyć takie informacje, ja jednak tego nie zdążyłem zrobić przed wyjazdem.
Duzo czasu ostatnio nie mam, wiec sie streszcze:
Podoba mi sie relacja Suisekiego. Ladne zdjecia =) .
Niestety z doswiadczenia wiem, ze Pekin i Hangzhou to sa dwa miejsca, w ktorych herbaciarnie nastawione sa na jednorazowych gosci, a wiec i oszukuja na kazdym kroku. Za koszt 100 yuanow to juz w Polsce po ocleniu, transporcie itd. mozna napic sie wyjatkowo dobrej herbaty. Znajde czas to napisze anegdote z herbaciarni w Hangzhou i roznych trikow w herbaciarni.
Pozdrawiam i zycze mile zapamietanych chwil =)
Miło by było Aniu, jakbyś zamieściła właśnie jakiś wpis z sklepami wartymi uwagi itp.;)
Ciekawi mnie co tam A. Zhao napisze nam;) Czekam z niecierpliwością. Może uda mi się kiedyś tam wylecieć…
Suiseki. Mieliście jakiegoś przewodnika? Z kim leciałeś? I jak wasz język? Znał ktoś chiński?
I wybacz, za śmiałość o takie pytania. Ale chciałbym wiedzieć na co się szykować;)
Byliśmy we dwoje z żoną. Plan wycieczki układałem głównie na podstawie wyczytanych w internecie i przewodnikach informacji. Ja trochę mówię po chińsku, ale na raczej początkującym poziomie. Bez angielskiego w takim wypadku ani rusz.
Dziękuje bardzo!!! To w takim razie nie ma źle;) Angielski znam, chęci mam…pieniędzy nie mam…ale to się z czasem musi zmienić;p
Miłego dnia wszystkim!:)
Paweł jak mawia Wojtek Cejrowski „sprzedaj lodówkę tv i całą resztę zbędnych rzeczy i w drogę”! 🙂 Zwiedzać świat prawie na stopa 🙂 .
Angielski znam, ale Chiński ni w ząb 😉 , korci żeby się wybrać gdzieś….
Koszty przelotu nie są w gruncie rzeczy takie wysokie.
Haha;d tak tak;) i bez wykształcenia, bez niczego uciec;p na pewno;)
He, jak mnie tu dawno nie bylo =) . Jaka szkoda, że czasu w życiu jest tak mało. Poprzednim razem miałem napisać jak to naprawdę jest w herbaciarniach w turystycznych zakątkach.
Niestety tradycyjnej herbaciarni należałoby szukać po znajomościach, tak jak Ania w poprzednim wpisie. Często oszukują gości na jakość lub na cenę i potem wychodzimy z uczuciem rozgoryczenia. Kiedy byłem swojego czasu w Pekinie, odwiedziłem z trzema osobami jedną herbaciarnię na Hou Hai niedaleko Zakazanego Pałacu. Herbata była wyjątkowo droga, jeśli uwzględnię dotychczasowe doświadczenie i przypomnę tamtą wizytę. Najtańsza herbata jaśminowa kosztowała bodaj 120 yuanów. Poza herbatą niczego innego nie zamawialiśmy. O dziwo wyszliśmy z rachunkiem 160 yuanów. Okazało się, że od każdej osoby pobiera się dodatkowo 10 yuanów „rachunku za wodę”. Oburzyliśmy się nie z powodu dodatkowego rachunku, a raczej dlatego, że wymyślali różne sytuacje do nabijania gości w butelkę, a nie śmieli nawet poinformować o tym. Mimo wszystko nie mieliśmy gorzej, niż pewien mężczyzna z Hangzhou.
Delikwent poznał pewną kobietę w internecie i umówił się z nią na spotkanie. Kobieta wyszła z inicjatywą, żeby się umówić w herbaciarni, gdyż zna jedną bardzo dobrą. Rozsiedli się, wszystko było w porzadku, do czasu gdy zamówiła herbatę za 900 yuanów, a do tego jeszcze 6 przystawek, każda po 10 yuanów. Ostatecznie plus „rachunek za wodę”, napiwek, czas za przebywanie w lokalu, wyszło na jakieś 1300 yuanów. Biedak się przestraszył, poszedł do łazienki i uciekł przez okno. Po pół godzinach wrócił z policją i zamknęli herbaciarnię, a kobietę i szefostwo oskarżono o oszustwo.
Innym razem czytałem też anegdotę o studencie z Fujianu, który z piątką przyjaciół pojechali do Pekinu i zamówili herbatę za 130 yuanów i dwie przystawki. Ostatecznie rachunek wyniósł 600 yuanów, z czego szef upierał się, że herbatę za którą zamówili należało zapłacić 300 yuanów, a nie 130.
Następnym razem mocno odradzam zaglądania do herbaciarni w rewirach, gdzie wiadomo, że będzie mnóstwo turystów. A jak już to wypytywać się w miarę możliwości o wszystkie koszty, a jak się nie da to nigdy się nie godzić na to, co oferują z własnej inicjatywy, gdyż przeważnie wydaje się to być za darmo, a kryją się za tym koszty i nie informują o tym w zanadrzu.
No właśnie: mało jest bardziej turystycznych miejsc w Pekinie niż Hou Hai, więc i tak rachunek 160 yuanów w herbaciarni to nie najgorzej.
Pawle: dziękuję za inspirację wpisu. Temat świetny, tylko jest pewien kłopot: wbrew pozorom nie jestem częstym bywalcem herbaciarni w Chinach, więc trudno byłoby mi zebrać kilka faktycznie sprawdzonych i godnych polecenia. Częściej zdarza mi się pić herbaty w sklepach herbacianych (co, jak słusznie zauważył Suiseki, jest świetnym sposobem, żeby spróbować niezłych herbat i nie przepłacić:)). Z pełnym przekonaniem polecam sklep „Yi Shan Yi Wei” w Szanghaju, o którym kiedyś pisałam, a przy okazji napiszę o paru innych. Poza tym mam niesamowite szczęście, bo kiedy wspomnę, że lubię herbatę, chińscy znajomi natychmiast zabierają mnie do wspaniałych miejsc herbacianych (kłopot tylko, że przeważnie nie są otwarte dla „klientów”, więc nijak mi je polecać), albo częstują mnie w domu.
A na marginesie Waszej dyskusji o podróżach – nie wiem już, jak to jest poruszać się samodzielnie po Chinach bez znajomości chińskiego, ale sądząc z relacji moich znajomych – raczej trudno. Może dobrym pomysłem jest to, co zrobili pewni moi znajomi planując podróż, czyli wzięcie kilku-kilkunastu lekcji języka przed wyjazdem, z nastawieniem na „podróżnicze” słownictwo i rozpoznawanie podstawowych znaków (nie mówię tu o pisaniu). Oczywiście taki krótki kurs nie pozwoli sprawnie się porozumiewać, ale może bardzo pomóc w pewnych sytuacjach (choćby odróżnić damską toaletę od męskiej czy targować się o herbatę:)). Nie mówiąc już o tym, że kilka słów po chińsku może zapewnić przychylność tubylców. Zawsze byłam zdania, że nauczyłam się chińskiego tylko dlatego, że wystarczyło rzucić parę słów w tym języku (choćby „po ile pomidory?”), żeby Chińczycy zaczęli rozpływać się w zachwytach jak to ja świetnie mówię… Bardzo motywujące:)
Hohoho to ceny rzeczywiście ładne… a biorąc pod uwagę dodatkowo takie oszustwo to już całkowita kicha…
Wydawać by się mogło, że w kraju herbaty na każdym kroku napijemy się za grosze super herbaty, a do tego tanio kupimy susz. A tu nic z tego…
Smutne to troszkę, że tak bardzo wykorzystuje się ludzi i jednocześnie zniechęca do herbaty… Wydaje mi się, że gdyby prowadzili uczciwą sprzedaż, czyli odpowiedniej jakości herbata za odpowiednią cenę to ich zarobki na tym zwiększyłyby się kilkakrotnie.. Ale co poradzić..
Wszędzie starają się nas oszukać.
Liznąć troszkę Chińskiego przed wyjazdem to genialny pomysł jeśli nie mamy żadnego znajomego znającego ten język. Zawsze robi to pozytywne wrażenie na ludziach z kraju do którego się udajemy. Podobnie jest zresztą z cudzoziemcami w Polsce którzy choć kilka słów potrafią po Polsku, od razu są inaczej traktowani 🙂 . Taki mały szczegół, a sprawia, że inaczej ludzie patrzą na obcokrajowca.
No, nie generalizujmy z tym oszukiwaniem. Nawet jeśli to w wielu przypadkach prawda, to i tak takie ogólne sądy są krzywdzące dla tych nielicznych uczciwych.
Pozwolę sobie odświeżyć temat;) Byłeś na ulicy Maliandao?
I mam pytanie do Ani. Wiem że wiesz co nieco o tej ulicy. Tam ceny są również tak wysokie? Przy takiej konkurencji?
Oj. Wybaczcie. To byłem ja;)
Jak już powiedzieliśmy, nie ma już w Chinach tanich herbat, chyba, że byle jakie (no, może gdzieś na prowincji, bezpośrednio u producentów). Maliandao nie jest wyjątkiem, ale dużo zależy od sklepu. Oczywiście odwiedziłam bardzo niewiele z nich, ale w jednym, poleconym przez znajomych Chińczyków, ceny były całkiem przyzwoite. Sklep nazywa się Zhong Yi Ding Sheng (中藝鼎盛) i mieści się w jednym z herbacianych centrów handlowych na Maliandao – Ge Diao Cha Cheng (格调茶城) na poziomie -1. Oto pełen adres: 北京格调茶城紫砂馆,北京市马连道格调茶城地下一层.