Nowe czajniki na Morzu Herbaty
W ostatnią sobotę świętowałyśmy w licznym gronie różne okazje imieninowo-urodzinowe (które to świętowanie opisała już Magda), a przy tym odbył się chrzest dwóch nowych czajniczków kamionkowych, które w efekcie naszej czeskiej podróży herbacianej dołączyły do czajniczej rodzinki Morza Herbaty. Czajniczki są zupełnie wyjątkowe, więc warto im poświęcić kilka słów.
Pierwszy jest przysadzisty, trochę spłaszczony, o dosyć grubym dzióbku i uszku, z pięknym delikatnym reliefem wokół przykrywki. Według pieczęci na denku (i załączonego certyfikatu) jest dziełem pani Wang Lijun 王麗君, ale kształ jest zaprojektowany przez jej męża, słynego ceramika. Dzięki temu, że wykonała go jego żona, cena była znacznie niższa niż gdyby mistrz zrobił go osobiście. Czajniczek został wykonany z gliny qing shui ni 清水泥, czyli „gliny czystej wody”, o ciemnoczerwonym kolorze. Na Morzu jego zadaniem będzie parzenie herbat czerwonych, bo oczywiście do każdego rodzaju herbaty powinien być osobny czajnik, żeby aromaty się nie mieszały.
Drugi z nowych czajniczków to absolutne mistrzostwo świata – szczelny, o gładko przylegającej pokrywce i znakomitym dziócbku, z którego herbata wylewa się pięknym, równym strumieniem. Doskonale też leży w ręku. Żadnego ściekania po dziobku, spadania przykrywki, przelewania się naparu otworem od góry. Ma bardziej klasyczny, nieco delikatniejszy kształt od pierwszego czajnika. Został wykonany z zhu ni 朱泥, czyli „cynobrowej gliny” przez ceramika Yu Zhixian 俞志賢 i kolor ma faktycznie cynobrowy. Dodatkowo był wyposażony w jedwabne ubranko i eleganckie pudełko. Dostał przydział do parzenia lekko fermentowanych herbat turkusowych i na pewno będzie się w tym świetnie sprawdzał.
Przed inauguracją w Powsinie oba czajniczki zostały trochę „podhodowane”. O „hodowli”, czyli odpowiedniej pielęgnacji czajników kamionkowych pisałam już kiedyś. Ponieważ oba czajniczki są bardzo wysokiej jakości, nie wymagały wielu zabiegów hodowlanych przed właściwym parzeniem – po prostu codziennie parzyłam w nich słabszej jakości herbatę z takiego rodzaju, do jakiego będą na stałe przeznaczone, przy tym miziając je od zewnątrz zamoczonym w odpowiedniej herbacie specjalnym pędzelkiem z miękkiego włosia. Po kilku dniach takiej pielęgnacji nadają się już do parzenia (nie czuć z nich zapachu gliny), ale po dalszej hodowli staną się jeszcze ładniejsze, gładsze i bardziej błyszczące.
Na oba czajniki wydałam więcej pieniędzy niż na wszystkie moje poprzednie razem wzięte (dokładną kwotę przemilczę), ale czuję, że była to dobra inwestycja. Czajniki mogą przecież służyć długie lata (mój najstarszy mam już 12 lat) – czyli dłużej niż przeciętny samochód, a jednak są od niego znacznie tańsze. Miło trzymać je w rękach, no i co najważniejsze – wspaniale parzą herbatę.
Spłaszczony jest cudownie niesamowity…gratulujym 😉
P.S. Narzędzia bambusowe dotarły do mnie wczoraj i jestem naprawde zadowolony…dzięki wielkie!
O cieszymy się bardzo. Niech jeszcze nabiorą trochę herbaty… I czekamy na Czajownię na Święcie Herbaty 22-25.09 w Warszawie!