Tie Guanyin, czyli Żelazna Bodhisattwa Miłosierdzia
Tie Guanyin 鐵觀音 to bardzo znany gatunek należący do herbat turkusowych, przez niektórych zwanych wulongami / oolongami. Chińczycy zaliczają ją do „dziesięciu najsłynniejszych”. Wywodzi się z miejscowości Anxi 安溪 w prowincji Fujian, ale jest też wytwarzana na Tajwanie, przede wszystkim w Muzha 木柵 na przedmieściach Tajpej.
Obie te odmiany – z Anxi i z Muzha – znacznie się różnią: obie mają liście mocno zwinięte, ale odmiana z Anxi jest przeważnie lekko fermentowana, podczas gdy ta z Muzha mocniej (ok. 40%), a dodatkowo po zakończeniu obróbki jest „palona” czy podpiekana w bambusowym koszu nad paleniskiem lub w elektrycznym piekarniku. W efekcie Tie Guanyin z Anxi ma zielone liście, napar zielonożółty i wspaniały, bardzo bogaty i długo utrzymujący się kwiatowy aromat, wielu osobom kojarzący się z zapachem bzu. Z kolei liście Tie Guanyin z Muzha są zielonkawo-brązowe, napar bursztynowy, a aromat owocowy. Jest według mnie orzechowa w smaku, lekko gorzkawa, ale za to pozostawia mocny, słodki, miodowy posmak. W Anxi gatunek ten wytwarza się z liści odmiany krzewu o tej samej nazwie, a na Tajwanie z niewielką (ok. 30%) domieszką liści innych odmian. Obie Tie Guanyin są cierpliwe w parzeniu i zwykle przyrządza się je metodą gongfu cha w porcelanowym gaiwanie lub w kamionkowym czajniczku – tu zdania znawców są podzielone.
Kiedyś, na warsztatach herbacianych w Muzha, miałam okazję doświadczyć ile czasu i wysiłku wymaga obróbka Tie Guanyin. Mimo szczerych chęci i ciężkiej pracy – jakieś 20 godzin z przerwami, w tym ze 2 godziny drzemki w koszu na herbatę:), Tie Guanyin w moim wykonaniu znacznie odbiegała od standardów, zwłaszcza pod względem zwinięcia liści. Prawdziwa gongfu cha – „herbata pracochłonna”!
Legenda
Z pochodzeniem nazwy Tie Guanyin – „Żelazna Bodhisattwa Miłosierdzia” – oczywiście wiąże się legenda. Według niej za panowania cesarza Qianlonga (XVIII w.) z dynastii Qing żył w Anxi pewien pobożny rolnik, który codziennie stawiał czarkę herbaty przed posągiem Guanyin – bodhisattwy miłosierdzia. Pewnej nocy przyśnił mu się słodko pachnący krzew herbaty w kształcie posągu bogini. Następnego dnia znalazł w górach rosnący między skałami krzew, który wyglądał dokładnie tak, jak w jego śnie. Przesadził go do swojego ogrodu i troskliwie pielęgnował. Napój z jego liści okazał się wyjątkowo wonny i smaczny. Wierząc, że krzew był darem Guanyin, rolnik nazwał herbatę jej imieniem, dodając przydomek tie – żelazo, ponieważ krzew był ciężki jak ono.
Herbata na wiosnę
Tie Guanyin z Anxi pachnie kwiatowo, wielu osobom jej zapach przypomina bez. A skoro właśnie zaczyna się maj i bzy lada chwila będą kwitnąć, jaka herbata byłaby odpowiedniejsza na tę porę? Najlepiej parzona w podróżnych naczyniach z gaiwanem, na trawie, pod krzakami bzu.
Ulubiona. *kciuki*
Czesc.
Jestem milosniczka herbatki chinskiej.I uwazam ze Tie Guan Yin,to najlepsza z herbat …. rowniez uwazam ze Tie Guan Yin z Jesieni posiada mocniejszy aromat i bardziej wyrazny smak niz ten Wiosenny!!!
Pierwsze moje spotkanie z tą herbatą ( wersja z Anji) było wielkim szokiem poznawczym. Było to w czasie, kiedy bliski już byłem porzuceniu przygody z chińskimi zielonymi herbatami i oolongami po niskiej fermentacji. Było szokiem niesamowicie pozytywnym. Herbata objawiła mi się w smaku i aromacie niemal jako klon japońskich herbat (które uwielbiam) typu Shincha czy Gyokuro. Nieco uboższa w umami ale bogatsza w bukiet kwiatowej łąki, równie uboga w gorzki posmak. Kolejne pozytywne zadziwienie spotkało mnie przy tête-à-tête z tajwańską wersją Tieguanyin. Ta była zgoła inna – ciemny bursztynowy kolor, mocno owocowy aromat i smak zmieszany z czymś lekko dymnym ii ta niesamowita słodycz, tak nienożliwa, że z początku myślałem, że natrafiłem na jakąś wersję podrasowaną stewią. Jest to herbata nr 1 w moim domu, również pod względem niskiej stosunkowo ceny, szczególnie w zestawieniu z herbatami japońskimi, które nadal są moimi ulubionymi. Od początków tej przygody do teraz piłem Tieguanyina od różnych producentów i dystrybutorów i nie spotkałem jednoznacznie złej. Za to spotkałem mnóstwo niuansów i zapachowych i smakowych jak w niesamowitym ogrodzie.
Podzielam fascynację tajwańską Tie Guanyin, a i tę z Anxi (bo chyba raczej nie z Anji, prawda?) bardzo sobie cenię. Ciekawe porównanie do herbat japońskich, chyba właśnie zobaczyłam Tie Guanyin w nowym świetle…