Legendy

Wszystko na temat: Legendy

Herbata w życiu pozagrobowym

Malowidło ścienne przedstawiające przygotowanie herbaty z grobowca w wiosce Xiabali, Xuanhua, prowincja Hebei z czasów dynastii Liao (907 - 1125). Źródło: www.zjknews.com

Oto smakowity fragment z „Księgi herbaty” Lu Yu, o przywiązaniu do herbaty, które trwa nawet po śmierci… Tłumaczenie Łukasza Mądrzyńskiego, z drobnymi zmianami, które pozwoliłam sobie wprowadzić: Czytaj dalej »

Jak dziękować za herbatę?

W Chinach z herbatą – i nie tylko z nią, bo także z całą kulturą kulinarną – wiąże się wiele gestów, zachowań i zwyczajów, różnych od przyjętych w naszym kręgu kulturowym. Jednym z najłatwiejszych do zaobserwowania jest sposób dziękowania za herbatę. Kiedy gospodarz napełnia czarkę gościa, ten, zamiast powiedzieć „dziękuję”, złączonymi i lekko zgiętymi palcami wskazującym i środkowym uderza kilka razy o blat stołu. Ten gest podziękowania, jak zauważyłam, można częściej spotkać na południu Chin niż na północy, choć wydaje mi się, że wszędzie jest zrozumiały.

O jego pochodzeniu mówi następująca legenda:

Czytaj dalej »

18 cesarskich krzewów

Na blogu Morza Herbaty pojawiła się już większość słynnych chińskich legend herbacianych, ale ta jeszcze tu nie gościła (a należy do najczęściej cytowanych):

Herbata Longjing 龍井, czyli „Smocza Studnia”, jak wiemy pochodzi z okolic Xi Hu 西湖 (Jeziora Zachodniego), położonego na obrzeżach miasta Hangzhou 杭州 w prowincji Zhejiang 浙江. Jej najsłynniejszą odmianę wytwarza się z liści krzewów uprawianych na zboczach wzgórza Shifeng 獅峰, czyli „Lwiego Szczytu”. Longjing została „mianowana” gongcha 貢茶 – „herbatą cesarską”, produkowaną specjalnie dla dworu przez cesarza Kangxi 康熙 (1662-1722) z dynastii Qing 清, kiedy osobiście przebywał on w miejscu jej wytwarzania.

Czytaj dalej »

Mnich Zhiji i Lu Yu

Lu Yu 陸羽, autor „Księgi herbaty”, byl sierotą wychowanym w klasztorze buddyjskim. Jego opiekun, mnich Zhiji 智積, był wielkim znawcą herbaty i to od niego młody Lu Yu zaczął się uczyć sztuki jej przyrządzania. Mimo że w wieku 13 lat zbuntował się i uciekł z klasztoru, mistrz zdołał mu zaszczepić pasję, którą jak wiemy w dalszym życiu rozwinął nader owocnie.

Czytaj dalej »

Powieki Bodhidharmy

Nieco mniej popularna niż legenda o Shennongu jest w Chinach opowieść o pochodzeniu herbaty, łącząca ją z postacią Bodhidharmy, czyli po chińsku Putidamo 菩提達摩. Był on pierwszym chińskim patriarchą buddyzmu Chan (po japońsku Zen). Według tradycji przybył z Indii do Chin na początku VI w. n.e. i po długiej wędrówce osiadł w klasztorze Shaolin. Tam, w górskiej jaskini miał medytować przez 9 lat, przez cały ten czas nie śpiąc. Pierwsze trzy lata medytacji przebiegały pomyślnie, jednak później zaczął go morzyć sen. Ocknął się i –  rozgniewany swoją słabością – chwyciwszy nóż, odciął sobie powieki. W miejscu, gdzie upadły na ziemię wyrósł krzew herbaciany. Kiedy po kolejnych latach medytacji Bodhidharmę znów ogarnęła senność, udało mu się ją przezwyciężyć dzięki zjedzeniu liści tego krzewu.

Oczywiście legenda ta nie bez powodu łączy herbatę z buddyzmem – mnisi buddyjscy rzeczywiście odkryli orzeźwiające i pobudzające właściwości herbaty, i zaczęli ją pić podczas medytacji. Z czasem zaczęli herbatę uprawiać, udoskonalili metody jej przetwarzania i stworzyli rytuał herbaty, który następnie przejęli z Chin i rozwinęli na swój sposób Japończycy. Pewnie właśnie dlatego legenda o Bodhidharmie jest w Japonii znacznie bardziej znana niż w Chinach.

Przy okazji: „Powieki Bodhidharmy” to tytuł wydanej w zeszłym roku książki prof. Przemysława Trzeciaka o sztuce herbaty w dawnych Chinach i Japonii. Polecam.

Legenda o Shennongu

Jakoś tak się złożyło, że pisałam już o Lu Yu i jego „Księdze herbaty”, a nie poświęciłam należnej uwagi temu, który według chińskich legend herbatę odkrył, czyli Shennongowi. Już się poprawiam. Czytaj dalej »

Legenda o Wulongu

Wulongami nazywa się herbaty wytwarzane z liści krzewu odmiany o tej samej nazwie (po czesku „odmiana krzewu”, „szczep” to „kultywar” – to słowo podbiło nasze serca w Cieszynie, a jak donosi nam nasz Czytelnik w komentarzu poniżej, ku naszej radości istnieje również w języku polskim:)). A więc, wulongi wytwarza się z liści kultywara wulong. Ponieważ zwykle są to herbaty półfermentowane, czyli qing cha 青茶, które nazywamy „turkusowymi”, nazwy wulong przyjęło się też używać na określenie całego tego rodzaju. Ściśle rzecz biorąc jednak nie każda herbata turkusowa to wulong – nie jest nim np. półfermentowana Tie Guanyin z Anxi, którą wytwarza się z liści krzewu odmiany Tie Guanyin.

Wulong 烏龍 (czasem spotyka się u nas pisownię Oolong) to po chińsku „Czarny Smok”. O jego pochodzeniu opowiadają różne legendy, a jedna z nich brzmi tak:

Książę Smoków za pewne przewinienie został ukarany zesłaniem do Stawu Czarnego Smoka (Wulong Tan 烏龍潭). Pewnego roku przez wiele miesięcy nie spadła ani kropla deszczu i nastała susza. Staw Czarnego Smoka niemal wysechł, a nieszczęsny Książę Smoków był bliski śmierci. Pewnego dnia nad staw przyszła piękna wiejska dziewczyna. Ulitowała się nad umierającym smokiem, zabrała go do rodzinnej wioski i wodą ze zgromadzonych tam zapasów przywróciła do życia. Wkrótce później na wioskę spadła zaraza i wielu jej mieszkańców zachorowało, a wśród chorych była również dziewczyna. Aby ich ocalić, Książę Smoków poświęcając własne życie wypluł ukrytą w jego ciele smoczą perłę i zamienił ją w krzew herbaciany. Liście krzewu okazały się cudownym lekarstwem, które przywróciło zdrowie wszystkim chorym. Wdzięczni wieśniacy na jego cześć nazwali krzew „wulong cha” czyli „herbatą czarnego smoka”.

To pierwsza legenda o Wulongu z kilku mi znanych. Będę je kolejno cytować, zwłaszcza że podczas ostatniego pobytu w Chinach udało mi się kupić książkę o wulongach, która jest całą ich kopalnią.

Biluochun

Im cieplej, tym większą mam ochotę na zielone herbaty. Morze co prawda jest przeważnie turkusowe, ale staramy się nie zaniedbywać pozostałych kolorów. A wśród zielonych jedną z naszych ulubionych jest Biluochun 碧螺春, czyli „Wiosna Malachitowego Ślimaka”. Chińczycy zaliczają ją do 10 najsłynniejszych; bardziej znanym gatunkiem zielonej herbaty jest chyba tylko Longjing. Pochodzi z gór Dongting nad brzegami ogromnego jeziora Taihu w prowincji Jiangsu, gdzie zaczęto ją wytwarzać prawdopodobnie w czasach dynastii Ming. Biluochun wytwarza się z bardzo młodych, wiosennych pędów o jednym pąku i jednym liściu. Najwyższą jakość uzyskuje się z liści zbieranych przed Świętem Czystej Jasności – Qingming Jie. Jej liście zwija się podczas podgrzewania, nadając im charakterystyczny podłużny, lekko skręcony kształt. Są one ciemnozielone, z licznymi pąkami gęsto pokrytymi białym puszkiem. Napar jest klarowny, żółtozielony, aromatyczny, o świeżym smaku, długo utrzymującym się w ustach po wypiciu. Herbatę tę należy parzyć wodą o temperaturze około 70ºC.

Czytaj dalej »

Jeszcze o Smoczej Studni

Znowu jestem w Hangzhou, kilka kilometrów od wzgórz herbacianych w Longjing i nie mogę się tam wybrać! Za to herbata Longjing jest wszędzie i przez dwa dni wypiłam jej już całe morze – ze szklanek, kubków ceramicznych i papierowych, czyli niekoniecznie tak, jak bym chciała, ale nie ma co narzekać.

Bliskość Longjing nastraja do pisania o Smoczej Studni. Jako że jest to jedna z dziesięciu najsłynniejszych herbat (a według niektórych nawet najwspanialsza z tych dziesięciu), krążą o niej różne legendy. Jedna z nich jest taka:

Dawno temu w Longjing, przy ruchliwym trakcie mieszkała uboga wdowa, która częstowała podróżnych herbatą z liści krzewów uprawianych we własnym ogrodzie. Pewnego zimowego dnia zatrzymał się u niej starszy człowiek. Widząc garnek na ogniu zapytał, co się w nim gotuje. „Jestem uboga, więc nie mam nic poza tą marną herbatą” – odpowiedziała kobieta. „Nie mów, że jesteś uboga” – zaprotestował podróżny. – „To, co masz na podwórzu, to prawdziwy skarb. Oddaj mi to, a dobrze zapłacę”. Kobieta była przekonana, że miał na myśli kamień o niezwykłym kształcie, jakimi ozdabia się chińskie ogrody. Dobili targu i zadowolony gość odjechał zapowiadając, że nazajutrz przyśle sługę po swój zakup. Tymczasem wdowa oczyściła kamień z fusów herbacianych, które tam wyrzucała i użyła ich jako nawozu do swojego ogrodu. Kiedy następnego dnia przyjechał posłaniec, okazało się, że nie miał czego zabierać – jego panu chodziło właśnie o fusy herbaciane, cenione jako nawóz. Tymczasem 18 krzewów herbaty z ogrodu wdowy wyrosło dzięki nim tak pięknie, ze dały początek nowemu gatunkowi herbaty – Longjing, czyli Smoczej Studni.

  • Archiwum