Parzenie gongfu cha – mały przewodnik

O gongfu cha piszę nieustannie, starając się przekonywać do tego sposobu parzenia, ale widzę, że wiele osób onieśmiela ten tłum małych naczynek (jak tego używać?) i ogólnie „pracochłonność”, która z gongfu cha się wiąże. Nie tylko amatorzy herbaty w torebkach, ale także liczni bardziej zaawansowani herbaciarze uważają, że gongfu cha nie jest dla nich, bo wymaga zbyt wiele czasu, wysiłku, umiejętności, może wręcz jakiejś wiedzy tajemnej. Tymczasem, choć faktycznie parzenie gongfu cha może przybierać  niezwykle wyrafinowane formy, jednocześnie może być czynnością prostą i codzienną, jak widać na poniższym zdjęciu, zrobionym w Xiamenie 厦門 (prowincja Fujian 福建) jesienią zeszłego roku.

A więc dla tych wszystkich, którzy chcieliby, ale nie mają śmiałości – mały przewodnik parzenia gongfu cha.

Gongfu cha, co pewnie wszyscy czytelnicy wiedzą, nie jest jakimś gatunkiem czy rodzajem herbaty, ale szczególnym sposobem jej parzenia. Gdybym miała podać w jednym zdaniu jego definicję, powiedziałabym, że polega on na parzeniu dużej ilości liści w małym naczyniu stosunkowo niewielką ilością wody, a w związku z takimi proporcjami czas parzenia musi być bardzo krótki, za to może ono być powtarzane wielokrotnie. Co dokładnie znaczy „mała ilość wody”, „duża ilość liści”, „małe naczynie” czy „krótki czas” – to oczywiście jest względne, podaję to w porównaniu do tego, co w naszym kręgu kulturowym uznaje się mniej więcej za standard. Więcej miejsca poświęciłam tym zagadnieniom w osobnych wpisach (kto zainteresowany, niech wejdzie w linki), a dzisiaj skupimy się na kolejnych czynnościach podczas parzenia gongfu cha. Kolejność, którą poniżej podaję, jest taka, jaka obowiązywała na moich kursach herbacianych w Centrum Sztuki Herbaty im. Lu Yu na Tajwanie i wydaje mi się w miarę uniwersalna. Pamiętajmy jednak, że parzenie gongfu cha nie jest w żaden sposób zunifikowane, więc mogą występować pewne różnice, w zależności od regionu, parzącego, okoliczności… Nie wszystkie wymienione poniżej czynności są obowiązkowe. Te, które można pominąć (chociaż trochę szkoda!), zaznaczam gwiazdkami*.

  • Przygotowanie naczyń i wody

Naczynia do gongfu cha – podstawowe tzw. „cztery skarby” (czajniczek lub gaiwan, czarki, czajnik do gotowania wody i piecyk, a w dzisiejszych czasach zwykle czajnik elektryczny) i ewentualnie dodatkowe przybory (dzbanek „morze herbaty”, chapan, „lotos herbaciany” lub cały zestaw przyborów chadao itp.) ustawiamy na stole. Poza zasadą, że czajnik lub gaiwan powinien znajdować się w centrum, nie ma jednej obowiązującej konfiguracji, ale ustawienie powinno być przemyślane, aby parzenie przebiegało sprawnie. Napełniamy czajnik do gotowania wodą, doprowadzamy ją do wrzenia i przez cały dalszy czas parzenia pilnujemy, aby miała właściwą dla danej herbaty temperaturę. Ułatwieniem może być używanie czajnika elektrycznego, który automatycznie kontroluje temperaturę wody.

  • Przygotowanie herbaty

Herbatę zwykle przechowujemy w puszkach lub torebkach, ale przed parzeniem możemy przesypać jej niewielką ilość, taką, jak będzie potrzebna do parzenia, do mniejszej, ozdobnej puszki – oprawa spotkania herbacianego będzie wtedy bardziej elegancka. Oczywiście nie jest to konieczne, zwłaszcza, jeśli parzymy gongfu cha w prostszej, bardziej „ludowej” formie. Niezależnie od tego, gdzie znajdują się liście, nabieramy ich odpowiednią ilość na łychę-szufelkę lub „lotos herbaciany”. Jeśli są w małej puszce, lepiej nie zanurzać w niej szufelki, ale wysypać na nią liście z puszki – w ten sposób nie pokruszymy ich, a cała operacja będzie wyglądała bardziej elegancko.

  • „Podziwianie herbaty”*

Gospodarz „podziwia” herbatę jako pierwszy, trzymając liście na „lotosie” lub szufelce – ogląda je, zwracając uwagę na ich kolor, wielkość, stopień zwinięcia, zawartość pąków liściowych i oczywiście wącha ich aromat. To pomoże mu ocenić, jak powinny być parzone, zwłaszcza jeśli przyrządza daną herbatę po raz pierwszy. Następnie podaje herbatę gościom, którzy kolejno ją oglądają, przekazując szufelkę bądź „lotos” z rąk do rąk. Nie jest to czynność obowiązkowa i wielu Chińczyków parząc herbatę w domu ją pomija, ale kiedy herbatę „kosztujemy” (pin cha 品茶), a nie tylko „pijemy” (he cha 喝茶), szkoda byłoby z „podziwiania” zrezygnować.

  • Wyparzenie naczyń

Absolutnie obowiązkowe! Służy po pierwsze oczyszczeniu naczyń, zwykle bardziej rytualnemu niż faktycznemu, jeśli są utrzymane w czystości, a po drugie ich rozgrzaniu, dzięki czemu herbata lepiej się parzy i wolniej stygnie przelana do czarek. Podczas kiedy goście kolejno „podziwiają” herbatę, gospodarz napełnia wrzątkiem naczynia. W mojej szkole napełnialiśmy najpierw czajniczek, z którego wodę przelewaliśmy następnie do „morza herbaty”, a z niego do czarek. Niektórzy wlewają wodę do wszystkich naczyń bezpośrednio z czajnika, w którym była gotowana. Kiedy wylać wodę z naczyń? Nie ma jednej obowiązującej wersji. Na pewno nie za wcześnie, żeby nie wystygły. Ja zwykle wylewam wodę najpierw z czajniczka (tak czy inaczej przelewam ją do dzbanka), a z czarek dopiero wtedy, kiedy gotowy napar jest już przelany do „morza herbaty”. W mojej szkole dopuszczalne było wylanie wody z czarek podczas gdy herbata parzyła się w imbryczku, ale uwaga, to ryzykowne: pamiętajmy, że parzenie trwa krótko, więc zajęci wylewaniem wody z czarek możemy łatwo przegapić moment, kiedy należy przerwać parzenie.

  • Wsypanie herbaty do czajnika (lub gaiwana)

Do gorącego, wyparzonego czajniczka wsypujemy liście herbaciane z „lotosu” lub szufelki. Jeśli są niesforne i wystają poza krawędź naczynia, a tak się zdarza w przypadku herbat o dużych, słabo zwiniętych liściach, możemy pomóc sobie umieścić je w czajniczku za pomocą cieńszej końcówki pałeczki chazan 茶簪 – „szpilki herbacianej”, która wchodzi w skład przyborów łącznie zwanych chadao 茶道. Czajniczek natychmiast zamykamy, aby aromat się nie ulatniał.

  • „Podziwianie herbaty” na gorąco*

W rozgrzanym i wilgotnym naczyniu (bardziej w czajniczku niż gaiwanie) liście herbaty zaczynają wydzielać intensywny aromat, różny od tego, który mają suche liście. Warto więc skorzystać z tego momentu, żeby go lepiej poznać. Znowu gospodarz „podziwia” zapach herbaty jako pierwszy, unosząc czajniczek do nosa i na moment uchylając przykrywkę, a następnie podaje naczynie gościom. Pamiętajmy, żeby otwierać czajnik tylko na krótką chwilę, bo w przeciwnym razie do ostatniej osoby dotrze on już porządnie wywietrzony z aromatu.

  • „Budzenie herbaty”*

„Budzeniem herbaty” (xing cha 醒茶) nazywa się pierwsze parzenie, jeśli zakładamy, że nie będziemy go pić, tylko wylejemy. Liście zalewa się wtedy wrzątkiem na bardzo krótko (wodę wlewa się do czajniczka i natychmiast wylewa) po to, by mogły się rozwinąć i we właściwym parzeniu dały pełnię smaku i aromatu. O tym, czy warto pierwszy napar wylewać, pisałam niedawno. Moim zdaniem jest to konieczne tylko w przypadku parzenia herbaty czarnej, „dojrzewającej”, np. Pu’era.

  • Pierwsze parzenie

Otwieramy czajniczek bądź gaiwan, kładąc wieczko obok niego, zalewamy liście wodą, napełniając naczynie po brzegi i natychmiast je zamykamy. Jeśli nieco wody wyleje się dziobkiem podczas zamykania czajniczka, nic nie szkodzi, po to właśnie stoi on na chapanie lub talerzyku. Mamy w ten sposób pewność, że jest całkowicie napełniony, a wszystkie liście są zanurzone w wodzie i równomiernie się parzą. W „ludowej” wersji parzenia gongfu cha czajnik polewa się w tym momencie wrzątkiem, aby utrzymać wysoką temperaturę. W wersji bardziej wyrafinowanej, którą częściej praktykuję, nie robi się tego.

  • Przelanie herbaty do dzbanka* i do czarek

Kiedy uznamy, że nadszedł właściwy moment, wylewamy napar z czajniczka lub gaiwana – szybko i do końca, aby precyzyjnie przerwać parzenie. Trafia on do „morza herbaty”, a stamtąd do czarek, albo, jeśli nie korzystamy z „morza”, bezpośrednio do czarek – wtedy powinny stać na chapanie w linii lub w kręgu. O sposobie nalewania w takiej sytuacji napisałam więcej w artykule poświęconym „morzu herbaty”. Jeśli korzystamy z niucharów, nalewamy herbatę właśnie do nich – goście sami przeleją ją sobie do czarek służących do picia.

  • Podanie herbaty gościom*

Kiedy czarki stoją na podstawkach na stole, gospodarz obiema rękami (bo tak każe etykieta) podsuwa je gościom, a oni, również oburącz odbierają je, przy czym obie strony lekko kłaniają się sobie nawzajem – to w wersji wyrafinowanej. W „ludowej” czarki stoją zwykle na chapanie i obowiązuje samoobsługa.

  • Kolejne parzenia

Kolejne parzenia przebiegają podobnie jak pierwsze, z tym, że oczywiście zmienia się ich czas. Gospodarz nie podaje już gościom czarek z taką ceremonią, jak za pierwszym razem, nie nalewa też herbaty do niucharów, lecz bezpośrednio do czarek. Kiedy herbata parzy się w czajniczku, jest to dobry moment na jego „dopieszczenie” – możemy nie tyko polewać go wrzątkiem dla utrzymania temperatury, ale także herbatą pozostałą z poprzedniego parzenia, aby go odpowiednio „podhodować”. Niektórzy nie tylko polewają, ale także smarują czajniki specjalnym pędzlem zanurzonym w herbacie. Kiedy w czajniku nie ma wody, może on być otwarty, z przykrywką leżącą obok. Ile razy można parzyć jedną porcję liści metodą gongfu cha? Odpowiedź jest prosta: tyle, ile mamy ochotę i dopóki napar nam smakuje. Zwykle jest to 4-5 razy, ale w przypadku herbat szczególnie „cierpliwych” nawet 7, 8, 9…

  • Usunięcie fusów z czajnika

Kiedy zdecydujemy się zakończyć parzenie, należy natychmiast usunąć z czajniczka wyparzone liście. Otwieramy wieczko, sprawdzając czy na spodzie nie przykleiły się listki. Jeśli tak – usuwamy je pałeczką chazan, lub po prostu spłukujemy polewając wodą z dużego czajnika. Odkładamy wieczko na bok i zabieramy się do czyszczenia czajnika, do czego służy szersza końcówka pałeczki chazan. Ujmujemy czajnik za uszko lewą ręką, prawą z pomocą pałeczki wygarniając liście na talerzyk (może być ten, na którym stał czajnik) albo – jeśli nie mamy ochoty ich oglądać po parzeniu – bezpośrednio do naczynia na zlewki.

  • „Podziwianie herbaty” po parzeniu*

Jeśli „kosztujemy” herbatę, dobrze jest „podziwiać” liście również po parzeniu – dopiero wtedy, gdy są już w pełni rozwinięte, możemy dokładnie obejrzeć ich kształt i kolor. Warto także je powąchać sprawdzając, jak aromat zmienił się po parzeniu. Jak zwykle zaczyna gospodarz, podnosząc talerzyk z liśćmi, a następnie podaje go gościom.

  • Płukanie naczyń

Gdy goście zajęci są oglądaniem wyparzonych liści, gospodarz przystępuje do czyszczenia naczyń. Resztek fusów z czajniczka pozbywamy się przepłukując czajnik gorącą wodą, po czym pozostawiamy go do wyschnięcia. Następnie płuczemy kolejno „morze herbaty” i wszystkie czarki. W bardziej wyrafinowanej wersji gongfu cha czynności te są częścią spotkania herbacianego, ale w „ludowej” formie, lub gdy brakuje czasu, możemy wykonać je już bez asysty gości, najczęściej w kuchni, tym bardziej, że przeważnie czarki tak czy inaczej wymagają dodatkowego mycia.

  • Powrót naczyń na miejsca*

W formie wyrafinowanej: wypłukane, czyste naczynia wracają na swoje miejsca, które zajmowały przed rozpoczęciem parzenia. Gospodarz i goście kłaniają się sobie nawzajem, dziękując za wspólne kosztowanie herbaty. W wersji „ludowej”: naczynia wracają na miejsca lub nie – gdy gospodarz zabiera je do kuchni, żeby je umyć.

Skomplikowane? Może trochę, ale jestem pewna, że dla wielu z Was to już nic nowego. Ale jeśli tak, to proponuję po przeczytaniu powyższego opisu ćwiczyć parzenie posługując się jako ściągawką wypunktowanymi nazwami kolejnych czynności. Ja tak robiłam, z tym że w Centrum Lu Yu było trudniej, bo obowiązywało precyzyjnie określone ustawienie naczyń i sposób wykonywania poszczególnych czynności, więc musiałam dodatkowo pomagać sobie rysunkami. Oczywiście najlepiej jest ćwiczyć pod okiem kogoś bardziej doświadczonego, ale i samodzielne przyrządzanie herbaty to cenne doświadczenie i duża przyjemność.

Podczas warsztatów herbacianych często powtarzam, że to nie kurs na prawo jazdy, więc nie tylko ci, którzy zdali jakiś egzamin mogą parzyć gongfu cha. Pomyliłeś się? Super! Zastanów się, dlaczego np. herbata wyszła zbyt gorzka. Może woda była zbyt gorąca? Może czas parzenia zbyt długi albo zbyt duża porcja liści w czajniczku? Takie uważne eksperymentowanie pozwala zdobyć wiedzę płynącą z doświadczenia, nie do zdobycia w inny sposób. Najważniejsze, żeby znaleźć na to czas i przekonać się, że każdy może. Warto!

Ten wpis dedykuję w szczególności Matiwanowi, który czekał na niego szczególnie niecierpliwie:)

21 komentarzy »

  1. Andrzej Bero |

    świetny pomysł, dzięki. Tak z ciekawości, są jakieś regionalne różnice? Chińczyk z Pekinu dogada się na polu gongfu z Chińczykiem z Tajwanu na przykład?
    pozdrawiam

  2. Fusy |

    Jeden z lepszych wisów na blogu.
    Brakowało mi właśnie takiego kompendium, gdzie wszystko będzie zebrane w jednym miejscu i uporządkowane w punktach.

    Mam pytanie: jak nazywa się sitko zakładane na dzbanek aby odcedzić fusy, które czasami uciekają z czajniczka? Widziałem na filmikach, że niemal zawsze Azjaci parzący gongfu używają go.

  3. Anna Włodarczyk |

    Andrzeju: gongfu cha pochodzi z południowego wschodu (Fujian, Guangdong, Tajwan), a na północy jest właściwie nowością, upowszechniającą się (choć bynajmniej jeszcze nie powszechną) w związku z odradzaniem się kultury herbaty (puryści z pewnością skrytykują to obecne „odrodzenie”, w dużej mierze komercyjne, ale co by nie powiedzieć, wiedza o herbacie i jej kulturze jest dzisiaj powszechniejsza niż np. 20 lat temu, kiedy w Pekinie czajniczki z Yixing można było kupić jako ciekawostkę, ale nie widziałam, by ktokolwiek ich używał). Tu mała anegdota (może ją już przytaczałam): kiedy znany nam obojgu pan Stanisław Tworzydło studiował w Pekinie ceramikę, a było to jeszcze przed rewolucją kulturalną, nabył dwa małe czajniczki z Yixing, nie mając świadomości, że mają jakąkolwiek wartość użytkową. Kiedy przywiózł je do Polski, jego przyszła żona była zachwycona, że jeśli będą mieli córeczkę, będzie się miała czym bawić. Córka rzeczywiście bawiła się czajniczkami i dopiero kiedy państwo Tworzydłowie dochowali się wnucząt, dowiedzieli się ode mnie, że ich czajniczki to nie dekoracyjne miniaturki, tylko w pełni użytkowe naczynia do parzenia herbaty. To taka dygresja, żeby pokazać, że na północy Chin gongfu cha do niedawna była kompletnie nieznana, a i dzisiaj praktykowana jest tylko przez ludzi, którzy herbatą zajmują się zawodowo i pasjonatów. Ale wracając do różnic regionalnych: niewątpliwie są, np. między Tajwanem a Fujianem i Guangdongiem, gdzie przez ostatnie kilkadziesiąt lat kultura herbaty zupełnie inaczej się rozwijała. W samym Fujianie i Guangdongu, nawet w obrębie jednej prowincji różnice są obecne. Skoro np. nawet ludzie mieszkający w sąsiednich powiatach mogą mówić odmiennymi dialektami, to tym bardziej różni się kultura herbaty. Chińczycy na przykład wyróżniają odmianę gongfu cha z Chaozhou, miasta na północy prowincji Guangdong, który to region uchodzi za kolebkę tego sposobu parzenia. Herbatę parzy się tam zawsze na chapanie, w szczególnie małych naczynkach. Z moich obserwacji wynika jednak, że ważniejsze od różnic regionalnych są różnice środowiskowe i funkcja, jaką herbata pełni (czy też, z braku lepszego określenia, „poziom” spotkania herbacianego), bo inaczej będzie wyglądało gongfu cha jako codzienna chwila odpoczynku przeciętnego Chińczyka z południa, a inaczej w wykonaniu wyrafinowanych pasjonatów praktykujących herbatę na poziomie sztuki. Obie formy można spotkać w tych samych miejscach (np. w Tajpej), a z drugiej strony właśnie wyrafinowani pasjonaci, czy to w Pekinie, czy na Tajwanie będą parzyli gongfu cha w bardzo podobny sposób. W pewien sposób te różnice środowiskowe pokrywają się z regionalnymi, bo np. w górskiej wiosce w Fujianie raczej klubu herbacianych artystów nie spotkamy, ale parzenie gongfu cha będzie codziennym zwyczajem w każdym domu, a z kolei w Pekinie kluby się znajdą, ale przeciętni obywatele z gongfu cha nie będą mieli nic do czynienia. Chiny zresztą zmieniają się niesłychanie szybko, więc za parę lat to, co teraz piszę może już nie być aktualne.
    Prawie cały wpis mi wyszedł z odpowiedzi na proste pytanie, ale jak widać to ciekawy temat i materiał na obszerniejszą analizę.

  4. Anna Włodarczyk |

    Fusy: dziękuję! Właśnie poniewczasie spostrzegłam, że rozwodzę się nad różnymi szczegółami parzenia gongfu cha, a brakuje podstawowej instrukcji step-by-step. Tak to bywa, kiedy ktoś za głęboko tkwi w jakimś temacie.
    Co do sitka: nazywane jest zazwyczaj cha lüwang 茶滤网, cha lü 茶滤, cha louwang 茶漏网, czyli po prostu „sitkiem” lub „filtrem herbacianym”, ewentualnie po prostu guolüwang 过滤网 – „filtrem”, „sitkiem”, ale wtedy niekoniecznie chodzi o sitko herbaciane. Rzeczywiście, sitka robią dużą karierę i na pewno się przydają, ale uwaga: to gadżet, bez którego można sobie poradzić. Poza „czterema skarbami” niewiele nam tak naprawdę do herbacianego szczęścia potrzeba. W naczyniach, które używałam w Centrum Lu Yu, sitka były zamontowane w środku „mórz herbaty”. Teraz mam kilka sitek metalowych, które mi zostały z dawnych czasów w Xiamenie i jedno ładne kamionkowe, które niedawno dostałam, ale bardzo rzadko z nich korzystam. Drobne fusy uciekające z czajniczka osiadają zwykle na dnie „morza herbaty” i wystarczy nie wylewać herbaty do samego końca, żeby uniknąć ich wlania do czarek. Choć naturalnie wielu osobom sitko na pewno ułatwi i urozmaici parzenie.

  5. matiwan |

    No i się doczekałem! 🙂
    Taki wpis przydałby mi się jakiś czas temu, choć teraz przyjemnie jest przeczytać i zdać sobie sprawę z tego, jakie błędy popełniało się podczas nauki parzenia gongfu.
    Na pewno dzięki temu wpisowi wielu początkujących herbaciarzy nauczy się parzyć gongfu.
    Brakuje mi chadao do pełni szczęścia, ale póki co daję sobie bez nich radę. Może kiedyś przy okazji zakupię sobie jakiś.
    Odpowiedź na pytanie Andrzeja (bardzo ważne i ciekawe swoją drogą) wspaniała. Mamy drugi wpis w ciągu jednego dnia! Cóż więcej potrzeba? 😉 Menghai Dayi Pu’er 1996 w czajniczku, a do tego wspaniała lektura na Morzu.

    Jest mi niezmiernie miło, iż wpis został zadedykowany mnie 🙂 . Bardzo dziękuję! 🙂

  6. Anna Włodarczyk |

    Matiwanie, a jakie to błędy, jeśli wolno zapytać? Bo może to nie błędy, tylko właśnie różnice, których jak widać jest mnóstwo? Może to ciekawy temat do dyskusji i wymiany doświadczeń.
    Co do zestawu przyborów chadao, to ze zdziwieniem spostrzegłam, że jeszcze o nim nie pisałam, chociaż byłam przekonana, że już to zrobiłam. Trzeba się będzie poprawić! Tymczasem tylko mała uwaga: tak naprawdę z całego zestawu tylko dwa przybory są dla mnie niezbędne, mianowicie łycha-szufelka chachi 茶匙 (lub chaze 茶則), którą jednak można zastąpić lotosem, i wspomniana wyżej pałeczka-szpilka chazan 茶簪. Jak widać polska terminologia jeszcze nie opracowana, pewnie przydałoby się jakiś konkurs ogłosić…

  7. Andrzej Bero |

    Pyszna anegdota o Panu Stanisławie. Miałem ostatnio podobną historię, kiedy ktoś zamówił zestaw „zabawkowy” dla dziecka i okazało się, że czajniczki 140ml, które robiłem dla dorosłych herbaciarzy, świetnie będą do niego pasować.
    Wyszedł ci rzeczywiście nowy bardzo ciekawy wpis. Zaciekawili mnie ci nowi „wyrafinowani pasjonaci”. Kim są? Może jakiś osobny „socjologiczny” post kiedyś.
    pozdrawiam

  8. matiwan |

    Parząc w gaiwanie zalewałem herbatę i następnie przelewałem ją do większego dzbanka i tak z 5-6x. A więc herbata była jednolita i nie miała takiego smaku jak powinna, tylko jakby parzona po europejsku.
    Do tego dodać, można już nieco bardziej prawidłowe parzenie, bo bez przelewania, ale za to parzenie oolonga czy senchy trwało 5minut na dobry początek i zwiększanie czasu ;). Herbaty wychodziły gorzkie i mocne…. przez pierwsze dwa parzenia 😉 .
    Nie wspomnę o (co prawda to nie gong-fu, ale..) tym, że dobre zielone herbaty na początku parzyłem tylko jeden raz i liście do kosza.
    Zbyt gorzka herbata wychodziła wiele razy… A to za wysoka temperatura, a to niższa, ale zbyt długo parzona.
    Wiele litrów herbaty upłynęło, zanim doszło do mnie, że najważniejsza jest równowaga między temperaturą, a czasem parzenia, oraz ilością suszu.
    Liście po parzeniu oczywiście palcem wyrzucam z czajniczka 😉 .
    Chadao jedynie z tego względu, że bardzo mi się podoba pragnę mieć.
    I zgadzam się, że przyda się wykład na temat tych pięknych przyrządów 🙂 oczywiście ze wspaniałymi zdjęciami 😉 .

  9. Anna Włodarczyk |

    Matiwanie, łączenie naparów z kilku parzeń to w zasadzie nie błąd, wielu Chińczyków też tak robi. Słyszałam nawet opinię, że połączone napary z trzech parzeń dają razem najlepszy smak. Z tym, że w ten sposób pozbawiamy się możliwości kosztowania kilku odmiennych naparów i delektowania się różnicami. Krótko mówiąc, to nie „kosztowanie”, tylko „picie”. Dla mnie jest to opcja na poranną herbatę przed wyjściem z domu, kiedy się spieszę i nie mogę poświęcić jej tyle czasu, ile bym chciała, ale z picia herbaty nie zrezygnuję. Za to napar z pierwszego parzenia trwającego 5 minut musiał być powalający:) Oczywiście, o ile proporcje były zgodne ze standardami gongfu cha. Jak widać, każdy herbaciarz musi wypić wiele gorzkich naparów, zanim dojdzie do jakiej takiej wprawy w parzeniu, a doskonalić je można przez całe życie.
    A co do „chadao”, zgłębiam temat, bo to w ogóle dziwna nazwa i ciekawa rzecz… Wkrótce napiszę więcej.

  10. matiwan |

    Oooj parzenie 5minutowe w standardzie gongfu cha było powalające… Do dziś pamiętam ten gorzki smak. Nie jeden raz tak się zaparzyło 😉 .
    Choć czasami lubię nutę goryczy większą lub mniejszą, to z takich parzeń była przeogromna i nie do wypicia.

    Łączenie trzech pierwszych może i tak, ale nie pięciu parzeń 😉 . I właśnie to już picie, a nie kosztowanie. Jeśli chce się napić herbaty to wybieram niższą jakość, sypię w sitko i zaparzam po europejsku.
    Jednak wolę kosztować herbatę z czarki, tak jak teraz Hojicha 😉 drugie parzenie. Uwielbiam wyczuwać te różnice w kolejnych parzeniach.

    Bardzo ładnie powiedziane „…każdy herbaciarz musi wypić wiele gorzkich naparów, zanim dojdzie do jakiej takiej wprawy w parzeniu, a doskonalić je można przez całe życie.” i jakże mocno powiązane z rzeczywistością.

  11. Jakub |

    Mam pytanie:o której jutro jest spotkanie herbaciane im.Stanisława Staszica?Bardzo zależy mi na szybkiej odpowiedzi,jeśli to możliwe.

  12. Anna Włodarczyk |

    Jakubie, spotkanie jest o 17.00. Zapraszam!

  13. Gosc |

    Sugerowalbym wzbogacenie opisu Gonfu Cha zdjeciami po kazym etapie, co mniej wprawnych osobom pomorze dobrnac do konca etykiety. Niemniej bez odpowiedniego kursu i zakupu wlasnego zestawu do praktykowania w domu wg mnie sie tutaj nieobedzie.
    Dla bardziej zainteresowanych nadmienie, ze kazdy rodzaj herbaty wg Gonfu Cha ma swoja etykiety. Rozni sie zatem w zaleznosci od rodzaju herbaty, naczyn uzywanych podczas tej ceremoni i preperencji gospodarza.

    Pobudzanie herbaty w przypdaku Oolong jest oczywiste, niemniej dla pozostalych herbat pierwsze parzenie i wylewnia praktykowane ze wzgeldow higienicznych – tym bardziej, jesli herbata pochodzi z Chin. Puer tradycyjnie przy sie dwa razy i napar wylew. Dopiero trzecie parzenie nadaje sie do picia.

  14. Anna Włodarczyk |

    Faktycznie, zdjęcia do każdego etapu parzenia by się przydały, ale niestety na razie nie mam takich zdjęć odpowiedniej jakości. Postaram się o nie w przyszłości. Co do wylewania pierwszego parzenia – jak napisałam, żaden z moich tajwańskich nauczycieli tego nie popierał, a były to osoby z różnych środowisk, nie znające siebie nawzajem. Myślę jednak, że przynajmniej niektórzy z nich zgodziliby się z Tobą, że dla higieny warto przepłukać herbatę pochodzącą z Chin… Chociaż p. Cai Rongzhang pisze w swojej książce (którą w innym miejscu na tym blogu cytowałam), że przez wylanie pierwszego parzenia nie pozbędziemy się szkodliwych substancji obecnych w liściach w wyniku zanieczyszczenia środowiska. Ale przynajmniej oczyścimy ją z kurzu:) A jeśli chodzi o Pu’era, nikt ze znanych mi herbaciarzy nie wylewał dwóch pierwszych parzeń, wszyscy poprzestają na wylaniu tylko jednego.

  15. Krzysiek |

    Trzeba przyznać, że znacznie bardziej rozbudowany proces parzenia herbaty, niż zwykłe zalanie wodą i odczekanie kilku minut. Ale jeśli ma dać jakąś specjalną satysfakcję i pyszną herbatę to czemu nie 🙂

  16. Krzysztof |

    Przeczytałem z nadzieją że znajdę odpowiedź na nurtujące mnie pytanie. Jak utrzymywać właściwą temperaturę wody do kolejnych parzeń, w przypadku gdy mamy do czynienia ze zwykłym elektrycznym czajnikiem nieposiadającym opcji wyboru temperatury podgrzewania wody. Przecież nie sposób do każdego parzenia gotować wodę osobno, są to niewielkie ilości. Z kolei w wielu miejscach czytamy żeby nie zagotowywać wody ponownie, bo traci dużo tlenu, i nie nadaje się do zaparzania herbaty. Chciałbym wiedzieć jak wygląda praktyka rodowitego chińczyka w tym zakresie. Pozdrawiam.

  17. Anna Włodarczyk |

    To ważne pytanie i faktycznie duży dylemat: jak utrzymać odpowiednią dla naszej herbaty temperaturę wody, nie zagotowując jej ponownie. Z moich obserwacji w Chinach i na Tajwanie widzę, że większość osób parzących gongfu cha ma już czajniki automatycznie utrzymujące temperaturę. Ale to oczywiście względnie nowy wynalazek – wcześniej często po prostu trzymali ją w termosie – wszyscy chyba kojarzymy klasyczne chińskie termosy, dość duże i kolorowe, przeważnie w różowe i czerwone róże:) Mało to eleganckie, ale skuteczne. Sama posługuję się termosem w niektórych sytuacjach, głównie w plenerze. Inny sposób to korzystanie z czajnika z podgrzewaczem, co również często robię, Dostępne w Polsce tego typu czajniki są zwykle podgrzewane świeczką, ale przy większych czajnikach może to nie wystarczać – można wtedy zastąpić świeczkę małym laboratoryjnym palnikiem spirytusowym. I jeszcze ważna sprawa: woda, zwłaszcza w dużych, szczelnie zamkniętych czajnikach, stygnie dość wolno, więc czasem możemy sobie nieźle poradzić bez podgrzewacza: na przykład przy pierwszym, drugim parzeniu przelać świeżo zagotowany wrzątek do mniejszego, otwartego naczynia, gdzie szybciej wystygnie, a przy trzecim zalewać herbatę wodą bezpośrednio z czajnika.

  18. Krzysztof |

    Serdecznie dziękuję za odpowiedź. Cieszę się że wymieniła Pani czajnik z podgrzewaczem, sam rozważam zakup czajnika żeliwnego z podgrzewaczem. Z tego co mi wiadomo czajniki żeliwne są dość kontrowersyjne, ich użytkownicy skarżą się m.in. na nieładny zapach wydobywający się z ich wnętrza. Nie wiem może to jednostkowe przypadki, a może też kwestia nieodpowiedniej pielęgnacji np. mycia czajników detergentami, a nie jest to wskazane.
    Jak zapatruje się Pani na następujący pomysł:
    zapalam świeczki pod podgrzewaczem,
    gotuję wodę źródlaną w czajniku elektr., żeliwny czajnik rozgrzewam wrzątkiem, gdy woda do parzenia dochodzi,
    opróżniam żeliwo z kranówki przy okazji rozgrzewając i przepłukując nią gaiwana i czarki, stawiam żeliwny czajnik na podgrzewaczu,
    i przelewam do niego zagotowaną wodę na parzenie.
    Będę wdzięczny za odpowiedź, pozdrawiam.

  19. Czarki do Gong Fu Cha - Moja Ceramika |

    […] Czarki do Gong Fu Cha Komplet dwóch małych czarek robiłam z myślą o parzeniu Gong Fu Cha. Jest to pochodzący z Chin sposób parzenia dużej ilości liści herbaty w małym czajniczku. Więcej o przygotowaniu tzw. herbaty pracochłonnej na przeczytacie na blogu Ani Włodarczyk. […]

  20. Plener ceramiczno-herbaciany - Moja Ceramika | Moja Ceramika |

    […] Kurs chińskiej sztuki herbaty: około 2 godziny zajęć teoretycznych i praktycznych dziennie, w tym nauka parzenia gongfu cha. […]

  21. Chińska ceremonia herbaciana – gongfu cha | ZielonaiCzarna.pl - więcej niż herbata |

    […] Dokładny opis każdej fazy ceremonii herbacianej i wszystkie szczegóły są bardzo dobrze opisane przez Mistrzynię herbaty Panią ANne Włodarczyk w artykule Parzenie gongfu cha – mały przewodnik […]

Skomentuj:

(nie będzie publikowany)

  • Archiwum